Chcesz wiedzieć czy Ameryka Południowa to naprawdę niebezpieczny kontynent? Czy może nie taki straszny diabeł jak go malują?

Jeśli zastanawiasz się jeszcze nad podróżą do Kolumbii, Ekwadoru, Argentyny, Peru lub Gwatemali to przeczytaj koniecznie moje opowiadanie o najniebezpieczniejszej przygodzie jaka przytrafiła mi się podczas mojego 5 letniego życia w Ameryce Południowej. To fakt, mieszkałam wiele lat w Ekwadorze, podróżowałam sama po Ameryce Południowej, teraz mieszkam w Argentynie. Powinnam mieć tysiące anegdot z nożem w kieszeni do opowiadania, a tu powstało takie coś 😉

Literackie opowieści o dalekich podróżach czy praktyczne wskazówki dla podróżników po Ameryce Południowej?

Jeśli lubisz czytać opowieści narracyjne o dalekich podróżach to zapraszam Cię na moje autorskie opowiadanie “Jak zniknąć z Ameryki Południowej w ciągu jednej sekundy?”.

Jeśli jesteś praktycznym podróżnikiem to ściągnij odrazu e-book z 12 wskazówkami do bezpiecznej podróży po Ameryce Południowej. Ja podróżuję już 5 lat przestrzegając tych złotych zasad i jak można przeczytać poniżej, takie największe niebezpieczeństwa mi się zdażały.

Jak zniknąć z powierzchni Latynoameryki w ciągu jednej sekundy?

Cali, Kolumbia, Ameryka Południowa, gorący rytm salsy w upalny wieczór, mecze z przerwami na taneczny szał i rozmowni sąsiedzi pukający do Twoich okien. Wszystko jest najwspanialsze na świecie: ciepło ludzkie, przepyszne i zrożnicowane jedzenie i ten klimat radosnych spotkań, energetycznych kontaktów i beztroskich rozmów z nieznajomymi. Każdy z nich ma inny styl, sposób oddziaływania na rzeczywistość i podejście do drugiego czlowieka. Czy ludzie są źli, a może przepiękni w swojej naturze?

Moja latynoska rzeczywistość

Otóż w moim świecie jest pięknie, przytulnie i odkrywczo. Dlaczego miałabym zniknąć z powierzchni Ziemi? Otóż tak, czasami zdażają się momenty, kiedy byłoby lepiej nie słyszeć, nie widzieć i nie czuć barbarzyńskiej niesprawiedliwości, ludzi zagubionych na swojej drodze życiowej, a nawet rozpłynąć się w powietrzu z powodu zbyt niepokojącej sytuacji. Ten wieczór zapowiadał się ekscytująco: nowe bratnie dusze, mecz Kolombia-Peru i oczekiwanie na wygrany konkurs na pewnym Caleńskim uniwersytecie.

Piłka nożna w Kolumbii

Złożone wszystkie dokumenty na konkurs w recepcji Uniwersytetu tylko pozostawiły mnie w przekonaniu, że ten dzień jest piękny i pełen pozytywnych przygód. Obowiązki odrobione, więc nadszedł czas na przygotowania do następnego kolumbijskiego meczu w moim latynoskim życiu. Nigdy nie byłam fanką piłki nożnej, nawet nie wiedziałam jakie są strategie i dokładne reguły gry, jednak tylko jeden mecz w moim życiu zmienił moje podejście do całej pasji piłkarskiej, jaką mam w sobie po tym pamiętnym wydarzeniu w Bogocie.

Ameryka Południowa nie śpi

Zadziwił mnie entuzjazm i fale szaleństwa w tym małym i zatłoczonym barku w nieuczęszczanej wschodniej dzielnicy Bogoty. Każdy gol, czy to kolumbijskiej drużyny, czy jej przeciwnika, to szał ciał czyli kolejne obroty w rytm sapiącej salsy, rytmiczne ruchy falujących łydek i oczywiście zagłuszające się okrzyki. Świetuję gol z grubiutkim przyjacielem mojego mistrza salsy, z sąsiadem wymalowanym na wściekło żółty kolor z tylnego stołu i kolejkowiczami falującymi przed łazienką w rytm bachaty i salsy.

Powtarzamy legendarne kroki, oni uczą mnie, a ja nadrabiam uśmiechem blondynki i toastami mojego ulubionego kolumbijskiego piwa. Gdy nastaje przerwa, nie mam nawet czasu, aby sprawdzić, que hora es (która jest godzina), wszyscy wstają od stołów, przesuwają swoje krzesełka na koniec lokalu i powstaje zadziwiająco ogromna przestrzeń do wyginania latynoskich ciał. Tak sobie beztrosko skaczemy, uśmiechamy się do wszystkich Rollos i umawiamy się już na następny widowiskowy mecz. Taneczna przerwa już się skończyła, a chyba tak naprawdę kibice zapomnieli o rywalizacji. Koniec meczu był jeszcze bardziej rozhulany i optymistyczny, gdyż akcja meczu zaskoczyła swoimi mistrzowskimi zagrywkami. Kolumbia przegrała. Płakałam w łazience w moich oczach wyobraźni.

Gdy ekwadorskie doświadczenia czegoś Cie nauczą

Po tym pamiętnym meczu i moich wspomnieniach po podróżach w bluzie reprezentacji Ekwadorskiej po tym rożnorodnym kraju i wpływu jaki wywarł na mój komfort i przyjazny stosunek z lokalną społecznością, mój cel był tylko jeden: zdobyć koszulkę reprezentacji na nadchodzący, wieczorny mecz. Wydaje się to bardzo proste, lecz nie w Cali, a przynajmniej nie dla osoby, która woli mieć dużo mniej, a lepszej jakości. Tak więc szukamy mistrzowskiej koszulki, której nawet Falcao nie powstydziłby się założyć. Precz z bazarkowymi jednorazówkami. Adios!

Cali to nie jest prowincjonalna wioska

cali w Kolumbii miasto ameryki poludniowej

Centrum Cali to przepełniony sklepami, butikami i galeriami rój biegających ludzi. Pan sprzedający soki z pomarańczy krzyczy niby katarynka do każdego przechodnia o niesamowitej promocji swojego własno-wyciskanego eliksiru, Pani ze słuchawkami i pokrowcami do telefonów zagaduje nas o konieczności posiadania najnowszej kopii transcenderskich słuchawek, a wszystko to przy ukrytych, szemranych słowach określających potężną monetę czyli „dolar, dolar, dolar” tanio.

Latynoskie kształty są w świadomości

Godziny upływają, zbliża się mecz, miasto jest coraz bardziej zakorkowane, a obowiązkowego stroju na wydarzenie lata nie ma. Falcao (najsławniejszy kolumbijski piłkarz) patrzy na mnie ze zgrozą w oczach mojej wyobraźni. Rezygnuję i kupuję za krótką, przyciasną, podrobioną koszulkę w pewnej ukrytej szwalni w obskurnej uliczce. Jak zwykle ciekawość prowadzi mnie do takich dziwnych i tajemniczych miejsc, gdzie Panie ekspedientki i krawcowe otaczają mnie taką troską i uwielbieniem, że nie mogę wyjść bez ich owocu pracy. Takiej uwagi, obsługi i profesjonalizmu nie spotkamy w żadnym butiku Diora, nie mówiąc już o wspaniałym poczuciu humoru i całej masie komplementów. Najgorsze jest to, że naprawdę zaczełam w nie wierzyć. Czułam się mniej więcej tak…

Tak oto zgrzeszyłam i złamałam mój osobisty regulamin minimalizmu. Może i wydałam pieniądze na totalnie niepotrzebną mi rzecz bardzo złej jakości, ale tak naprawdę nabyłam kolumbijskich kształtów i potwierdzenie mojej kobiecości w mojej świadomości. Co za wspomnienia! Psycholog w Buenos Aires mógłby pozazdrościć fachu!

Gdy zapada zmrok, podobno robi się niebezpiecznie

Koszulka już jest, taxi nie ma, nogi są, czasu już niewiele. Zaczynam maszerować w kierunku San Antonio, aby przejść ją całą i znależć moją argentyńsko-kolumbijską ekipę dopingową w hotelu. Idę, skręcam, gubię się, zapada noc, nie ma żywej duszy, starsze Panie w sklepach pomagają mi się zorientować w terenie. Zimno jest, taxi nie ma, moja ekipa już swiętuje, a ja nie wiem czy dojdę za 5 minut (przecież miało to być już za zakrętem) czy może za 30, a może dzisiaj nie dojdę, bo komórka rozładowana, wszystko zamknięte, nie ma samochodów, nie ma ludzi, a nawet odgłosów. Dochodzę do znajomego skrzyżowania, które wyglądało mniej więcej tak i coś mi świta w głowie, że chyba jestem bardzo blisko restauracji, gdzie jadłam poprzedniego dnia.

skrzyzowanie w san antono cali kolumbia

Bingo! Jestem w domu.

Patrzę na wprost będąc przed skrętem i widzę tak zwanego ñero (wytłumaczone po hiszpańsku) zmierzającego w moim kierunku z butelką w ręku, w spodniach w kant opadajacych na biodrach z plamami wielodniowego użytku i czupryną nieokiełzaną od wielu miesięcy.

Krzyki, których o dziwo nie rozumiem napawają mnie niepokojem. Przeciez on zbliża się do mojego skrzyżowania z oczywistą chęcią nawiązania nieobopólnego kontaktu. Może to jest ten czas, gdy spotyka się niebezpiecznych ludzi z niewadomymi intencjami. Może legendy miejskie krążące tylko w ustach społeczeństwa są prawdą? Jestem blondynką o niebieskich oczach, zdecydowanie z innej planety. Czy to ten pierwszy raz, gdy mam się bać, bo ta Ameryka Łacińska naprawdę jest taka straszna? Eee tam, przecież mogę się jeszcze zawrócić i zacząć uciekać. Obrót o 90 stopni to chyba było jedyne możliwe rozwiązanie. Spojrzenie w lewo i totalny strach. Drugi „ñero” spokojnie siedzi sobie na murku z półpełną butelką rumu spoglądając zalotnie w moją stronę. Nie mogę się cofnąć, nie mogę iść prosto, w oddali widzę grupkę mężczyzn, którzy stoją na drodze, która miała być moim zbawieniem. Zaczynam zachowywać się irracjonalnie, bo zrobiło się jakoś tak męsko i obco, a ja cały czas czuję się malą i słabą blondynką nie mającą wyjścia awaryjnego.

Wybawco przybywaj!

W mojej wyobraźni pojawia się marzenie – wymyślę sobie zbawiciela na motorze, który zawiezie mnie pod sam hotel, bo przecież jestem taka zagubiona i przestraszona. Jeśli w coś bardzo wierzysz, to to się spełnia. Siła wizualizacji, siła sekretu, siła potęgi świadomości. Otwieram oczy i widzę dostawcę pizzy na skuterze, który zjeżdża drogą w moim kierunku. Wchodzę na pasy, zagradzam mu drogę i wyjawiam mu mój sekret:

-Proszę Cię, pomóż mi! Widzisz tych dwóch „nieros”, jeden na lewo, drugi na prawo.

-Widzę.

-Boję się. Zabierz mnie stąd, proszę! Jaki masz motor, czy mogłabym na niego wsiąść i z Tobą odjechać. Może mógłbyś mi pomóc dotrzeć do mojego hotelu, chociaż tak naprawdę się zgubiłam i nie jestem pewna na 100% czy to ta ulica.

-Patrz, nie da się wsiąść na mój motor, miejsce dla pasażera jest zabudowane skrzynką na pizzą. Jak inaczej mogę Ci pomóc?

Jak myslisz, kto podjechal?

-Może masz jakiegoś kolegę taksówkarza, który mógłby mnie podwieźć. Naprawdę nie chcę tutaj być.

Patrzymy sobie w oczy i w pewnym momencie slyszymy hałas motoru. Tajemniczy “ktoś” zjeżdża. Na to samo skrzyżowanie. Zatrzymujemy go.

Na innym motorze siedzi młody chłopak, który widząc nas od razu zatrzymuje się i pyta co się stało. Opowiadam to samo, że się boję, że chyba prosto tą ulicą znajduje się mój hotel, że potrzebuję jego pomocy, że po prostu musi mnie podwieźć, zapłacę mu miliony monet za ten uczynny gest. Oczywiście jak to normalny i sympatyczny Kolumbijczyk odpowiada mi, że nie ma sprawy, że możemy poszukać mojego hotelu. Mieszka w pobliżu i zna okolicę. Zaczynam mu opowiadać jak wyglada mój hotel, jego nazwę, położenie, nazwę sąsiedniej ulicy i nic. I tak już siędzę i jedziemy w stronę, gdzie podpowiada mi moja intuicja. Jest fajnie! Kolega naprawdę chce mi pomóc, a przede wszystkim troche uspokoić, że na pewno już jestem bezpieczna i znajdę ten zagubiony obiekt. Jedziemy i już widzę sąsiednie sklepy, a nawet pana piekarza ze swoją żoną na ławce. Jest i hotel, i zatrzymujący się motor zapowiada mi koniec tej koleżeńskiej podwózki. Dziekuje Ci świecie za dobro ludzkie i bezwarunkową pomoc!

My nie tyle potrzebujemy pomocy przyjaciół,
co wiary, że taką pomoc możemy uzyskać.
Epikur

Kategorie: Kolombia

Ewelina z Option Argentina

W Ameryce Południowej od 7 lat. Wszystko zaczeło się w Ekwadorze, a teraz mieszkam na stałe w Argentynie. Zafascynowana świadomymi podróżami, lokalną równowagą i nauką hiszpańskiego w wersji latynoskiej. Piszę autorskie przewodniki po Argentynie i Ekwadorze. Nauczam hiszpańskiego z Latynoameryki w podcaście "Latynosi mówią" i kursie online.

0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Wybierz walutę:
USD Dolar amerykański